BILARD (1994

Sztuka karambol „Billard” na Gessnerallee w wykonaniu Cinema Teatru z Polski

Sztuką „She She Pop”- posffeministycznym Girlie-Concours rodem z Republiki Federalnej Niemiec -otwarto sezon w Theaterhaus Gessnerallee. Pochodząca z Polski sztuka „Billard” rozgrywa się w pomieszczeniach symbolizujących wspomnienia i ma podobną treść - rywalizację społeczną, performance. Lecz środki jakimi się posługuje są inne — to surrealizm i autoironia, doświadczenie sztuki trzeciego rodzaju.

Już sama scena początkowa tak nas zniewala, iż CT (=Cinema Teatr) chciałoby się ogłosić nową estetyczną jednostką miary: CT to minimalna norma, jakiej wymagać będziemy w przyszłości od gościnnych przedstawień na tej scenie. „Billard” -najnowsza sztuka grupy skupionej wokół Zbigniewa Szumskiego - to gwarantowanych 80 minut CT, po których opuszczamy teatr olśnieni doświadczeniem sztuki trzeciego rodzaju. Któż mógłby się jednakże spodziewać po grupach z Europy środkowej podobnego impetu do zaprezentowanego tu przez grupę aktorów, która na najgłębszej polskiej prowincji (NNZ 7.10.99) nie tworzy biednego teatru, lecz nim żyje?

Scena początkowa: obskurnie oświetlona klatka (boisko do koszykówki otoczone siatką) ze stołem bilardowym i 20 rozmaitymi krzesłami poustawianymi na wszystkich poziomach sceny, kobiety w charakterze sympatycznej dekoracji: pięć barwnych zwitków niczym przedsmak słodyczy tak bezużytecznie udrapowanych ponad konstrukcją sceny jak obligatoryjna nać pietruszki na brzegu talerza. Już sama koncepcja tego cudownie zadziwiającego przedstawienia wieczornego zdradza nam, iż jego kompleksowa forma to efekt woli twórcy - Zbigniewa Szumskiego: malarza, scenografa i autora „Billardu” -sztuki o bezskuteczności i wspomnieniach. Szumski to przykład polskiej awangardy teatralnej tego stulecia, starającej się o stopienie w jedną całość sztuk plastycznych i teatru: awangardy zapatrzonej i zamyślonej w Tadeuszu Kantorze.

Jednakże Szumski - odkryty na Gessnerallee niejako na uboczu, poza główną osią festiwalu, na której wciąż ci sami artyści przesuwani są między Taorminą a Tottenhamem - obiera trzecią, własną drogę. Wprawdzie, podobnie jak Kantor, otwiera się on przy pomocy ekspresywnych, groteskowych i surrealistycznych elementów konkretnej
rzeczywistości, lecz rzeczywistość ta oparta jest na innym podłożu, na afirmacji życia i bezpieczeństwie, które nie osuwa się w bezdenną przepaść jak u wielkiego mistrza o pesymistycznym postrzeganiu świata (i bolesnym jego doświadczeniu).

Wspomnienia przywołane w dziele Szumskieao nie mają charakteru żałobnego, są one raczej snem.

W eksplorowanych przez Szumskiego pokładach pamięci pobrzmiewają dzieciństwo, głosy, gesty jak również starania już ludzi dorosłych zmuszonych do podjęcia starej jak świat gry - tj. poszukiwania partnera.

Cóż za pomysłowość wykazują ci gracze w kreowaniu coraz to nowych reguł i w swych dążeniach do przejęcia inicjatywy, co wyrażone jest tu metaforą gry w bilard: chodzi bowiem o muśnięcie kijem bilardowym kobiety-kuli we właściwym miejscu, aby wpłynąć na jej ruch i położenie. Dzieje się to u Szumskiego na solidnej realistycznej podstawie - lub przynajmniej aktorzy podejmują takie próby - jednakże często w najrozmaitszych odmianach i na manowcach fantazji, w sposób zredukowany do absolutnego minimum i w najczulszych przejawach rozpaczy. Niepowodzenie jest również prawem natury.

Niepowodzenie, lecz na jakim poziomie! Ten dziewięcioosobowy ansamble zdaje się być ogarnięty findesieclowym znużeniem, przejawiającym się tu między innymi małomównością aktorów: tekst jest równie nieistotny „jak rozmowa podczas tańca” (a więc bez znaczenia, zdaniem Szumskiego). Z tym większym impetem bohaterowie próbują zająć korzystną pozycję, przy jak najmniejszym wysiłku i jednocześnie z jak największym patosem: „Jan K., Poi., 50 kg” - obwieszcza światu jeden z zapaśników na tabliczce, zanim zabierze się do wybranej przez siebie damy - zamiast potrzeć kij bilardowy kredą, naciera sobie ręce magnezem. Kunsztowne uderzenie na wysokości piersi ponosi sromotną klęskę, dwie niewieście „kule” wzbraniają się przed jakimkolwiek dotykiem. Inne kierunki uderzenia i odmiany gry są bardziej subtelne i takie, iż ma się wrażenie, że w budce suflera przebywa sam Woody Allen; przyjęcie staje się świętem małostkowości i niezręczności, kończąc się najrozmaitszymi karambolami emocjonalnymi i innymi wypadkami; faule są dopuszczalne a sadystyczne rytuały poniżania graczy tej samej płci sankcjonowane są poprzez „odwracanie głowy” przez innych - bohaterowie troszczą się tylko i wyłącznie o siebie i publiczność. Ponieważ, mimo że postać arbitra fizycznie nie istnieje, jasne jest, że to my zasiadamy w jury i że bez nas gra straciłaby swoje wewnętrzne uwarunkowanie.

Porządek i chaos, przedmiot i podmiot, mężczyzna i kobieta - próba stworzenia kategorii i związków, wtłoczenia świata w tor ludzkiej logiki - to u Szumskiego beznadziejne przedsięwzięcie. Wiedzą to jego bohaterowie, lecz mimo to wciąż rozpoczynają grę od nowa. „Billard” to przeciwieństwo dramatu królewskiego, to dramat przeciętnego człowieka, l rzadko czuliśmy się tak przeciętni - i jednocześnie tak śmiesznie wspaniali.

 Daniele Muscionico